W roli Bibi była naprawdę słodka. Wyglądała na jakąś 16, a w rzeczywistości była już po dwudziestce.
To prawda, czarująca trzpiotka o urodzie... Sabinki Lisickiej (te śmiejące się oczka, te ząbki:-)
A przecież miała nie lada rywalkę.
Carole Bouquet była z pewnością najbardziej naturalną spośród... wszystkich dziewczyn Bonda.
Praktycznie bez makijażu,
chyba tylko szminka, a mimo to olśniewająca. Przypomina trochę JACQUELINE BISSET("Bullitt"). Fantastyczna figura, nie nosi staników mimo stosunkowo niedużych przecież piersi a głowa do góry! (tu z kolei przychodzi na myśl ALI MACGRAW - "Ucieczka gangstera"), sylwetka wyprostowana. Dziewczyna bardzo pewna siebie.
Piękne nogi (aż szkoda, że reżyser i operator zdają się tego nie dostrzegać, forografują ją praktycznie od pasa w górę, pomijając resztę sylwetki, pupa właściwie nie istnieje, a wydaje się być równie wystrzałowa jak jej kusza :-).
I te włosy... można by o nich napisać dysertację:-)
Zachwycająca dziewczyna.
Tym fajniej, że w kontrze do niej była ta słodka amerykańska dziewczyna. Wesoła rozpustnica.